Zygmunt „Muniek” Staszczyk – współzałożyciel, lider oraz wokalista i tekściarz grupy T.Love od 25 lat. Jest najbardziej znanym absolwentem częstochowskiego IV LO oraz niezrealizowanym absolwentem polonistyki UW. Napisał książkę „Dzieci rewolucji” oraz tomik poezji „Ganja”. Śpiewał gościnnie z Kasią Nosowską, Pidżamą Porno i Habakukiem oraz był członkiem projektów Paul Pavique Movement i Szwagierkolaska. A jego piosenki takie jak „Wychowanie”, „IV Liceum”, „Autobusy i tramwaje”, „Warszawa” to dziś klasyka polskiego rocka. Wszystkie trafiły na wydany właśnie dwupłytowy album „Love, Love, Love – The Very BesT.Love”.
Rock’n’roll
Słowo megawyświechtane i stare jak świat — od czasów Elvisa to będzie jakieś sześć dych. W związku z tym jest to część popkultury, która już nie niesie rewolucji socjologicznej. To nie jest seks, drugs i minispódniczki. Ale z drugiej strony nie znam lepszego sposobu na wyrażenie emocji niż gitara, bas i perkusja. A tacy faceci jak Mick Jagger, Bob Dylan czy Lou Reed tylko przekonują, że granie takiej muzyki ma ciągle sens. Poza tym rozszerzył się wiek fanów rock’n’rolla i to ludzie po czterdziestce, a nie dzieciaki, najczęściej kupują płyty. Dlatego nie śmieszą mnie takie historię, że koleś, który teraz pracuje w banku albo w korporacji, w weekend spotyka się na domówce z kumplami, pije browar, a potem puści sobie Stonesów, weźmie paletkę do badmintona i będzie udawał gitarę. Rock’n’roll nie burzy murów, ale pozwala powiedzieć coś o świecie.
Autorytety
Duży wpływ wywarł na mnie Gombrowicz. Dzięki niemu zyskałem ten dystans do formy, do samego siebie, do show-biznesu i do popularności. Bliskie jest mi również jego spojrzenie na Polskę. A jeśli chodzi o styl pisania, zawsze inspirował mnie Broniewski swoim klasycznym czterowierszem. Walił z karabinu jak The Clash. W muzyce też mam kilku bohaterów. Bob Dylan pokazał, że można pisać piosenki o czymś, Bob Marley, że można tańczyć, a jednocześnie śpiewać mądre rzeczy, natomiast The Clash jak się nie skurwić.
Młodość
Wychowałem się w dzielnicy robotniczej Raków w Częstochowie – normalna blokowa część miasta. Wciąż mam do niej sentyment, chociaż wyprowadziłem się do Warszawy w wieku 17 lat. Pięć, sześć razy w roku jeżdżę tam do rodziców, mam też kilku przyjaciół ze starego składu T.Love. Zawsze jestem też mile widziany w IV LO im. Sienkiewicza, o którym napisałem piosenkę. Dyrektor i cała ekipa przyzwyczaili się, że telewizja często kręci u nich reportaże. Poza tym mam sentyment do straganów pod Jasną Górą, te wszystkie obrazy i figurki to przykład kiczu religijnego, którego nie ma nigdzie indziej. Z tego, co wiem, brakuje już tak aktywnych środowisk twórczych, jakie były w Częstochowie za moich czasów. Wtedy działała mocna scena nowofalowo-punkowa, z którą byliśmy związani. Zostali chyba tylko moi przyjaciele z reggae’owego Habakuka. No i zmienił się sam wygląd miasta, chociaż w porównaniu z Warszawą jest tam znacznie mniej plomb i nowoczesnych biurowców.
Stolica
Przez te 26 lat mieszkałem na Żoliborzu, na Szczęśliwicach, na Mokotowie, na Grochowie, a dwa i pół roku temu ostatecznie zbudowaliśmy się we Włochach. Nigdy nie wiedziałem, że przestanę mieszkać w bloku, więc na początku trochę trudno było mi się zaklimatyzować. Teraz jest OK, mam blisko do centrum, a jednocześnie jestem trochę na uboczu. Wciąż lubię jeździć na Żoliborz, skąd pochodzi moja żona i gdzie mieszkałem na Przasnyskiej. Jak jest wiosna i jest zielono, to aż się nie chce stamtąd ruszać do Środmieścia. Poza tym lubię Saską Kępę, bo ma swój mikrokosmos. Może Warszawa nie jest szczególnie urodziwym miastem, ale mam do niej szacunek – dostała w dupę od historii, więc nie będzie Paryżem czy Pragą. Jestem miejskim szczurem, muszę mieć dostęp do krwiobiegu miasta.
Praca
Zawsze marzyłem, żeby utrzymywać się z muzyki. Teraz to moja pasja i zawód. W przeszłości były takie momenty, że musiałem zarabiać na inne sposoby, bo z kasą było słabo. Szkołą życia był dla mnie wyjazd na Wyspy, kiedy pracowałem na zmywaku. Natomiast w kraju dorabiałem w spółdzielniach studenckich – taki absurd PRL-u. Pracowałem na cieciówce na Targówku, gdzie musiałem podnosić szlaban i zapisywać numery rejestracyjne ciężarówek, które wjeżdżały na bazę. Strasznie ogłupiające zajęcie, ale miałem dużo czasu na nadrobienie zaległości książkowych. Poza tym w czasach akademickich zdarzało mi się również zarabiać kasę na pokerze, choć nie były to zawrotne sumy. Natomiast moim wyuczonym zawodem jest nauczyciel języka polskiego. Ale zupełnie się do tego nie nadaję – nie jestem ani surowy, ani stanowczy. Jak poszedłem na praktyki do podstawówki, to stawiałem dzieciakom same piątki, a w liceum byli mądrzejsi ode mnie.
Okulary
Na początku nosiłem je z powodu tremy. Izolowały mnie od publiczności i dawały poczucie komfortu psychicznego. Potem tak mi zostało, noszę je do dziś, a przez te wszystkie lata miałem ich tysiące. Wiele z nich porozdawałem przy różnych okazjach jako gadżety albo na aukcje charytatywne. Wybieram z reguły proste modele, mam pełną twarz, więc takie duże, mocarne najbardziej mi pasują. Metki i marki nie są dla mnie istotne, z reguły zaopatruje się na bazarze na Kole, gdzie dziadkowie sprzedają za grosze takie zupełnie oldschoolowe, albo w lecie na stojakach w mieście. Zdarza mi się, że przywiązuje się do niektórych modeli i jeśli ich zapomnę w jakimś barze w drodze na koncert, potrafię potem wracać nawet 50 kilometrów. Czasem ludzie śmieją się ze mnie. Mam dwóch znajomych Anglików, którzy tutaj mieszkają. Pytają: „Czemu nosisz sunglasses, skoro jest koniec października?”.